Dlaczego wszyscy kochali Game of Thrones ?
WielokrotnieHBO krytykowałem wystawny serial telewizyjny, będący adaptacją obszernych książek fantasy autorstwa George R.R. Martin. Wiem, że zdajesz sobie sprawę, że już teraz wychodzę na trochę zrzędliwego w tym temacie, ale nic na to nie poradzę.
Bo nic w popkulturze nie wydaje mi się bardziej jedną wielką, rozległą psychozą niż wtedy, gdy połowa świata jednocześnie (i niewolniczo) podążała za (i kochała) Game of Thrones. Bo dla mnie nigdy nie było to nic więcej niż drobiazg, który powinien zostać zrzucony do kosza REA już po pierwszym sezonie unplugged.
Game of Thrones jako całość bardziej przypomina stary taniec Channel 5 Glamour, z kolczugą. Nijacy aktorzy stali w wygarbowanych skórzanych kamizelkach w jasnobrązowych pokojach, rozmawiając ze sobą w mitologii, której dziwaczny zestaw postaci sprawiał, że serial był równie ubogi w aspekcie "wspólnego wątku", co nieciekawy. Mimo to w czwartym sezonie był to zdecydowanie największy serial telewizyjny na świecie. W 100% niezrozumiałe.
Starfield było i jest porażką?
Pewnie, pewnie, pewnie... Można argumentować, że Starfield nigdy nie byłaby dla mnie grą, biorąc pod uwagę, jak mało przyjemności czerpałem z Skyrim, ale w tym przypadku chodziło bardziej o aspekt high fantasy i powolne narastanie, które nie były zbyt atrakcyjne. Pomijając to, najlepiej sprzedająca się gra Bethesda była oczywiście dobrą grą.
Coś, czego po prostu nie rozumiem, jak można powiedzieć o Starfield. Szczerze mówiąc, Todd & Co. poniósł tak sromotną porażkę w tworzeniu wciągającej fabularnej gry akcji, że jest to prawie nie do przyjęcia. Chodziło oczywiście o to nieuchwytne, rozległe, rozległe, tajemnicze uczucie wiecznej przestrzeni z obfitością planet, życiem, ruchem, odkryciami, nerwami i ekscytacją.
Co otrzymaliśmy? Starożytny graficznie symulator menu z bezużyteczną atmosferą i zerowym poczuciem odkrycia. Został również dostarczony z wieloma błędami psującymi grę i niskim stopniem optymalizacji w stosunku do sprzętu, dla którego został opracowany na wyłączność. W 100% niezrozumiałe.
Nikt nie powinien był nienawidzić The Last of Us: Part II ?
Studnia... Joel został uśmiercony zaledwie 40 minut po gorąco oczekiwanej grze Naughty Dog', którą oczywiście wszyscy postrzegaliśmy jako ogromny, potężny anty-punkt kulminacyjny. Znaczna część mnie nienawidzi Naughty Dog za zabicie jednej z moich absolutnie ulubionych postaci.
Inna część mnie, oczywiście, widzi, co próbowali powiedzieć i jak to charakteryzowało jedną z najbardziej pamiętnych gier akcji, jakie kiedykolwiek stworzono. To dla mnie wręcz niewygodne, jak wiele osób wydaje się nie grać w Part II, ale mimo to ocenia to za to, że w grze jest jedna postać, która jest lesbijką, a druga jest trans. Zasadniczo nie było to coś, nad czym nawet się zastanawiałem podczas moich 20 godzin z Ellie.
Zamiast tego pochłonęły mnie własne uczucia i pragnienie zemsty. Bardzo, bardzo niewiele gier wzbudziło we mnie takie emocje. I nadal to robią. To, że nienawiść do Naughty Dog i ich fantastycznych następstw stała się i jest tak powszechna, jest dla mnie dziwaczne.
Należy powszechnie docenić, że Naughty Dog ośmielił się obrazić, zaszokować i wywołać złość, irytację i rozczarowanie w nas jako graczach - aby przeforsować tutaj tak sensowny punkt, jak to zrobili w temacie "miłości" w poprzedniku. W 100% niezrozumiałe.
The Batman było płytkie, puste i nudne?
Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że Matt Reeves' The Batman jest ledwie filmem. To seria wspaniałych, uroczo soczystych, ruchomych obrazów zestawionych razem przez jednego Greig Fraser (który również nakręcił Dune and Dune: Part II oraz Rogue One ), które regularnie czarują, ale film? Wątpliwe.
Reeves utknął tutaj we własnej pułapce, gdzie powierzchnia zawsze bierze górę nad treścią, a poczucie chaotycznych scen zbudowanych przede wszystkim po to, by były "wizualnie imponujące", a nie dramaturgicznie skuteczne, jest stałe, gdy oglądam The Batman. Nic mi to nie mówi. Nie mówi praktycznie nic o żadnej z występujących w nim postaci i wydaje mi się tak pusta, beznadziejnie niespójna i powierzchowna, że czytanie hołdu za hołdem wydaje się niemal dziwaczne. W 100% niezrozumiałe.
Star Wars: Outlaws brzmi jak żart?
Rozegrałem już tylko około trzech godzin w obszernej przygodzie w otwartym świecie, co sprawia, że moja ocena - i wniosek, który zamierzam wyciągnąć - jest nieco niesprawiedliwy. Oczywiście, zajęłoby mi to jeszcze co najmniej dziesięć godzin, zanim mógłbym w zasadzie powiedzieć albo buuuOutlaws u
Zacznijmy od tego, że w godzinach otwarcia czułem się mniej więcej w 0% prawdziwym, udanym i kuloodpornym Star Wars uczuciem. Poza kilkoma imionami postaci, ledwo przypomina mi to Star Wars, co jest scementowane przez fakt, że dialogi są stylistycznie kiepskie, a część otwartego świata jest ograniczona, a zatem nie jest do końca "otwartym światem". Do tej pory uważam, że części skradankowe są konsekwentnie bezwartościowe, a grafika wygląda na starą. Wydaje mi się, że jest to jedno z największych rozczarowań tego roku i po prostu nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że już teraz jest lubiane tak, jak się wydaje. Absolutnie, w 100% niezrozumiałe.
Czy jestem daleko od celu? Czy masz jakieś przykłady tego, co wydaje się być taką zbiorową psychozą w świecie popkultury? Daj nam znać poniżej w komentarzach.