Polski
Gamereactor
recenzje
Watch Dogs: Legion

Watch Dogs: Legion

Let's unf**k London!

HQ
Watch Dogs: Legion

Nie da się ukryć, że pod wieloma względami nowa gra Ubisoftu bardzo przypomina naszą smutną rzeczywistość. Co na pewno w niewielkim stopniu przekłada się na obcowanie z samym tytułem. Odbudowywanie ruchu oporu jeszcze nigdy w grach wideo nie należało do tak przyjemnych. Choć jednak niewątpliwie Watch Dogs: Legion to jedna z ciekawszych produkcji studia od kilku dobrych lat, tak w kilku kwestiach podjęte decyzje designerskie sprawiły, że trudno mówić o obiecywanym przełomie w grach z otwartym światem. Nie ma jednak co dłużej marnować czasu, odbijmy Londyn.

Obiecanki cacanki, a graczowi radość

To może najpierw co nie zagrało. Grę spotkał kolosalny wręcz downgrade. W końcu to Ubisoft - pomyślicie. Nic bardziej mylnego, tym razem nie mam na myśli grafiki, która prezentuje się naprawdę świetnie. Chodzi w głównej mierze o mechaniki związane z rekrutacją oraz zarządzaniem naszą wesołą rebelią. Pamiętacie hucznie promowaną babcię z klasą zwiadowcy? Pamiętacie ogólnie prezentację klas postaci, szkolenie ich oraz skrupulatne wybieranie odpowiedniego agenta do zadania? Mam nadzieję, że nie pamiętacie, bo w przeciwnym razie srogo się zawiedziecie. Tego wszystkiego w grze już nie ma. Znany z Far Cry 5 system szkolenia postaci, w którym odblokowujemy umiejętności dopiero po uzyskaniu adekwatnego poziomu, wielokrotnie był prezentowany przez Ubisoft jako kluczowy element gry. Biorąc pod uwagę, że w Londynie można zrekrutować każdego - tak, to nadal nie uległo zmianie, ale o tym nieco później - sprawdziłoby się to rewelacyjnie i nieco wymuszało od gracza większe kombinowanie. Tymczasem każdy napotkany obywatel ma już odgórnie przypisane zdolności oraz zawód i o ile to ostatnie jest całkiem przyjemne, o tyle podane na tacy statystyki sprawiają, że większość postaci jest zwyczajnie nieprzydatna.

Watch Dogs: Legion
To jest reklama:
Watch Dogs: Legion

Co mi bowiem po tym, że w Londynie mogę zrekrutować każdą spośród kilku milionów generowanych postaci? Co z tego, skoro tak naprawdę warte uwagi jest zaledwie parę procent populacji tego miasta. Podobnie jak w poprzednich odsłonach serii, możemy skanować przechodniów i tym razem bardzo szybko okazuje się, że większość londyńczyków stanowi jedynie sztuczny, pozbawiony zdolności tłum. Ponad niego wybija się kilka zawodów, które warto posiadać w swojej organizacji, ale po prawdzie najlepiej skupić się na kilku najlepszych agentach, bo właśnie nimi będziemy najczęściej grali. Przy czym należy zauważyć, że zdolności jedynie ułatwiają i modyfikują rozgrywkę, ale każdą misję można ukończyć dowolnym agentem, poza tymi, które fabularnie zostały jakoś uzasadnione.

Szkoda, bo większy nacisk na umowne klasy postaci urozmaiciłby grę. Pewnego rodzaju wymuszenie rekrutacji odpowiedniego agenta wprowadziłoby ciekawy model rozgrywki. Obecnie robimy to jedynie z własnych, najróżniejszych pobudek. Przy czym uczciwie zaznaczam, że lubujący się w dłubaniu gracze i tak będą zachwyceni, ale tylko ci, którzy na własną rękę będą chcieli „ulepszyć" sobie grę dla samego klimatu misji. Przykładowo, werbując policjanta, możemy bez przeszkód poruszać się po komisariatach, o ile będziemy odziani w mundur. I tak będziemy musieli uważać, by nikt nas nie wykrył, ale cicha infiltracja jest jak najbardziej możliwa. Taka możliwość daje niesamowitą satysfakcję, bo podobnie ma się sprawa ze służbą zdrowia, budowlańcami czy organizacją Albionu. Jednak po prawdzie nic nie stoi na przeszkodzie, by inny agent za pomocą swoich gadżetów ukończył misję w równie bezszelestny i ciekawy sposób. Świetnie, że gra pozostawia szeroki wachlarz możliwości, ale chciałoby się tak po ludzku, by nie każdy obywatel był nagle ekspertem, który potrafi hakować drona czy przyzywać mechanicznego pajączka do zwiadu. A, niestety, każdy może to zrobić.

To jest reklama:
Watch Dogs: Legion
Watch Dogs: Legion

Mamy zatem wielką metropolię, w której każdy obywatel bawi się w hakera niezależnie od wykonywanego zawodu ani wykształcenia. Są oczywiście zawody, którym przypisano specjalne, znacznie potężniejsze zdolności i właśnie one dają w czasie rozgrywki najwięcej frajdy. Nic bowiem tak nie rajcuje, jak posiadanie w rebelii najprawdziwszego szpiega, który ma na wyposażeniu szpiegowski samochód z kamuflażem oraz zegarek potrafiący przepalić komunikatory przeciwnika. Czy profesjonalnego zabójcę, który posługuje się unikalnym stylem walki „gun kata". Dobrze jest mieć w zanadrzu specjalistę od dronów, bo ma on znacznie większe możliwości w zakresie posługiwania się tymi ustrojstwami. No ale na tym w zasadzie różnice się kończą. Nasze trwające wiele godzin poszukiwania specjalistów skupiają się najczęściej na sprawdzeniu, ile dana postać posiada zdolności - maksymalnie może mieć cztery - i wykluczeniu kandydatów z wadami, które mogą utrudnić rozgrywkę. Pozostali? Cóż, służą bardziej jako odskocznia i zabawa. Bo choć artystyczne występy uliczne sprawiają radość, tak poza tym na niewiele przydają się w samej rebelii.

Witamy w DedSec

Ufff, w końcu mogę was powitać, agenci. Moje nieco przydługie marudzenie wiązało się głównie z tym, że w wielu kwestiach zarzuca się Ubisoftowi odtwórczość i jakkolwiek to dziwnie zabrzmi, w przypadku Watch Dogs: Legion ta była wręcz wskazana. Nie wiedzieć więc czemu, studio ten jeden raz postanowiło pójść na skróty, nieco spłycając rozgrywkę własnej gry. Mówi się trudno i płynie się dalej, jak mawiała pewna niebieska rybka. Bo po przełknięciu tej gorzkiej pigułki okazuje się, że nowa odsłona Watch Dogs ma naprawdę dużo dobrego do zaoferowania.

Watch Dogs: Legion
Watch Dogs: Legion

To bez wątpienia jedna z najlepszych pod względem scenariusza gier studia od lat. Nieco szpiegowskie wprowadzenie w fabułę nie pozostawia złudzeń, nie będzie to spacer po parku. Choć wiele godzin poświęcamy na poszukiwania i rekrutację agentów, w końcu dochodzimy do tego etapu zabawy, gdy warto popchnąć akcję nieco do przodu i tu przyznaję: każda misja fabularna jest ciekawa i daje radę. Jeśli przy tym pomyślimy nad najlepszym rozwiązaniem, zbadamy wcześniej miejsce oraz czas, w którym zadanie będzie się rozgrywało, całość przybierze obraz niemal kina akcji. Przy czym wątek fabularny nie należy też do krótkich, a biorąc po uwagę wszelkiej maści aktywności poboczne czy też szukanie znajdek - które stanowią w tym przypadku nowe maski, artefakty oraz punkty techniki używane do ulepszania sprzętu - nieprędko opuścimy Londyn. I bardzo dobrze. Bo od czasu położenia łapek na grze bawię się wyśmienicie, sprawdzając wszelkiej maści zależności czy możliwości przeróżnych mechanik. Z natury ciekawią mnie tytuły, w których sam mogę budować pewnego rodzaju społeczność, lubuję się w tworzeniu własnej meta-fabuły, dlatego poświęcałem naprawdę wiele czasu na znalezienie odpowiednich kandydatów do własnej rebelii i mocno przywiązywałem się do swoich agentów.

A wiedzieć musicie, że gra posiada opcjonalny tryb permanentnej śmierci, która bardzo mocno podkręca adrenalinę w czasie zabawy. Możliwość utracenia swojego najlepszego czy też ulubionego agenta na zawsze wymusza nieco inne, bardziej ostrożne i zachowawcze granie. Sprawia też, że postacie zaczynają być bardziej wyraziste. Szkoda jedynie, że taka śmierć w samej organizacji nie odbija się wielkim echem, umarł agent, więc przechodzimy do następnego i tyle. Chciałoby się pod tym względem nieco większej dramaturgii czy filmowości. Niestety, w tym zakresie jesteśmy skazani na własną wyobraźnię, ale może to i dobrze?

Watch Dogs: Legion
Watch Dogs: Legion

Niewątpliwie na odczuwanie świata gry mają duży wpływ ciekawe opisy naszych agentów, z których w punktach dowiadujemy się przeróżnych szczegółów z ich życia. Jednak nie są to tylko puste słowa, każda osoba z gry ma rodzinę, znajomych, lekarzy czy nawet ulubionego sprzedawcę albo prostytutkę. Co ciekawsze, można ich spotkać w Londynie, a nawet zrekrutować do naszej organizacji. Niektóre sytuacje mogą przy tym bardzo pozytywnie zaskoczyć. Bywały dni, w których spotykałem na swojej drodze starszego mężczyznę z odpowiednim dopiskiem w czasie skanowania i okazywało się, że jest on ojcem mojego ulubionego agenta. Przypadkiem pomagając mężczyźnie bitemu przez siły Albionu, dołączyła do mnie sama z siebie agentka, którą miałem na „liście do rozpatrzenia", bo wychodziło na jaw, że ratowany był jej mężem. Nasi agenci również w naturalny sposób poruszają się po mieście i podczas eksploracji niejednokrotnie jesteśmy w stanie ich spotkać. Nieco szkoda, że Ubisoft nie pokusił się o więcej interakcji z otoczeniem czy obywatelami, bo miejscami aż chciałoby się zrobić w mieście coś więcej.

Niestety, największa zaleta gry, a więc rekrutowanie każdego, jest zarazem, jak pisałem, największą jej wadą. Dopóki traktujemy mieszkańców jako zwyczajny tłum, jest nieźle. Jednak możliwość rekrutacji każdego praktycznie neguje wszystkie inne aktywności, choćby zwykłą rozmowę. Czasem jesteśmy świadkami krótkich sytuacji, dialogów, jednak w dużej mierze Londyn zapełniony jest przechodniami, którzy jedynie poruszają się po mieście z nadzieją, że za moment do nas dołączą. Tak być nie powinno. Dochodzi bowiem do paradoksów, w których każdy, nawet największy wróg bez mrugnięcia okiem dołącza do DedSec po wykonaniu prostego zadania rekrutacyjnego i jest nam całkowicie oddany. Absurdem wydaje się brak dzieci czy jakichkolwiek zwierząt. Chciałoby się bardziej naturalnego podejścia, mieszkańców, którzy po prostu wierzą w coś innego i nie chcą do nas dołączyć lub z czasem nawet zdradzają nas zależnie od przypisanej roli. Bo też trudno uwierzyć w świat, w którym każdy policjant czy agent przeciwnej organizacji z ochotą zdradza swoich przełożonych tylko dlatego, że zeskanowaliśmy dla niego terminal. Watch Dogs: Legion to niewątpliwie bardzo duży krok naprzód, ale sam pomysł potrzebuje jeszcze mocnych szlifów.

Watch Dogs: Legion
Watch Dogs: Legion

Kartka z Londynu

Sam Londyn zachwyca. Jest odwzorowany wręcz przepięknie, a posunięcie akcji nieco w przyszłość sprawiło, że twórcy mogli zaszaleć z pomysłami. O ile też sama mechanika gry nieco psuje wrażenia, o tyle już w świat przedstawiony łatwo jest uwierzyć. Londyn się zmienił. Po katastrofalnym w skutkach zamachu, za który obwiniany jest DedSec, miasto rozrywane jest przez kilka głównych organizacji na czele z dyktatorskim, militarnym Albionem i kryminalnym Klanem Kelley. To jednocześnie bardzo atrakcyjna i wzbudzająca strach wizja przyszłości. Z jednej strony drogi opanowały automatyczne taksówki, ludzie robią zakupy nawet nie wchodząc do sklepów, a niebo co rusz przemierzają kurierskie drony. Z drugiej zaś to wizja, w której dawno utracona została wolność, a o prywatności nawet już nikt nie marzy. Gra porusza wiele kwestii obecnego, znanego nam świata i bardzo zręcznie tłumaczy, w którym momencie daliśmy ciała, przez co znaleźliśmy się w takim, a nie innym miejscu. Seria Watch Dogs tym samym weszła zupełnie na nowy poziom i „trójka" stanowi grę pod względem narracji głębszą oraz ciekawszą od poprzednich odsłon.

Co ciekawe, w wielu kwestiach błędy gry tuszowane są przez twórców i tłumaczone fabularnie w taki sposób, że finalnie nie wiadomo już, czy tak naprawdę zrobili to z lenistwa, czy w celowym zabiegu. Zautomatyzowane pojazdy potrafią zachowywać się bardzo głupio. Czujemy się nieswojo, gdy nagle z niewiadomych przyczyn syreny radiowozów zaczynają wyć w całym mieście, taksówki zatrzymują się w połowie drogi do celu i nie chcą dalej ruszyć lub tworzą się dziwnego rodzaju wypadki i korki. Czujemy się na tyle dziwnie i niespokojnie, że jesteśmy w stanie uwierzyć w tłumaczenia pokroju błędów w systemie, o których mówią dokumenty czy stacje radiowe. To ciekawy zabieg, bo nawet jeśli to zwyczajne bugi, których twórcy nie poprawili, wiele z nich wpasowuje się idealnie w opanowany przez technikę świat.

Watch Dogs: Legion
Watch Dogs: Legion

Przemierzając Londyn, trudno się nie zachwycić. Nie tylko wspaniałościami, które oferuje, ale również doborem utworów w kilku stacjach radiowych. Niejednokrotnie już same słowa piosenek idealnie wkomponowują się w uniwersum, a biorąc pod uwagę, że mamy tu do czynienia z takimi zespołami jak Muse czy The Chemical Brothers, obcowanie z tytułem jest niekiedy bardziej niż przyjemne. Zresztą, ścieżka dźwiękowa w czasie misji też wpada w ucho i bardzo szybko zacząłem wręcz oczekiwać w konkretnych sytuacjach poszczególnego podkładu.

Błędy są. A jakże, trudno by ich nie było, nie przy tak wielkiej i złożonej grze. Przez kilkadziesiąt godzin rozgrywki, a musicie wiedzieć, że sprawdzałem celowo większość klas i robiłem nimi masę różnych wybryków, nie natrafiłem jednak na problemy, które definiowały rozgrywkę czy wręcz ją utrudniały. Gra jednak potrafi się sporadycznie wyłączyć, co prowadzi do ponownego jej uruchomienia. Kilkakrotnie też przechodnie spadali z nieba czy pojawiali się na moich oczach. Raz czy dwa zauważyłem też zabawne sytuacje, w których model przechodnia próbującego pokonać przeszkodę nienaturalnie zaczął się wyginać. A więc nic, z czym nie mieliśmy już do czynienia w poprzednich grach Ubisoftu i wiele z tych błędów prawdopodobnie w dniu premiery zostanie załatanych. Uważam jednak, że jak na tyle godzin zabawy i tak złożone mechaniki oraz duże miasto do zwiedzania, problemów jest naprawdę niewiele. Choć, jak to zwykle bywa, mogłem ich po prostu nie uświadczyć, zaznaczam przy tym, że ogrywałem grę na Xboksie One X. Tak czy inaczej, źle nie jest.

Watch Dogs: Legion
Watch Dogs: Legion

Dwa jeszcze tylko zdania o polskiej lokalizacji. Większość gry przeszedłem w języku angielskim, ponieważ w rodzimej wersji linijki tekstu łamały się i rozjeżdżały na ekranie, co było oczywistym błędem, jednak jeśli chodzi o samą jakość tłumaczenia, to stoi na bardzo wysokim poziomie, zwłaszcza w kwestii wszelkiego rodzaju feminatywów, dlatego też na ulicy co rusz spotykałem paleontolożki, rugbystki, graficzki. Niemal każdy zawód posiada w polskiej wersji rozróżnienie na płeć (chyba jedyne wyjątki unisex, na jakie się natknąłem, to grabarz i psychiatra).

Paradoks Ubisoftu

Watch Dogs: Legion to dziwny przypadek. Genialne wręcz patenty prześcigają się tu z wtórnością i, co najciekawsze, główne założenia gry w wielu aspektach najbardziej ją pogrążają. To jednak tytuł, od którego trudno się oderwać. Dający niesamowite pokłady radości, o ile tylko nieco bardziej się w niego zagłębicie. To również ciekawa i wciągająca historia, osadzona w intrygującej wizji świata, który po analizie wcale nie jest nam tak odległy ani obcy. Bawiłem się, bawię i prawdopodobnie jeszcze długo będę się bawił w Watch Dogs: Legion doskonale, bo planuję powrócić do gry na nowej generacji. To solidna produkcja, dająca wiele możliwości w definiowaniu własnej rozgrywki. Niepozbawiona wad, nieco ułomna, ale da się ją pokochać.

08 Gamereactor Polska
8 / 10
+
Kreowanie własnym ruchem oporu; liczne możliwości ukończenia misji; brak określonego schematu - sami decydujemy, jak gramy; przepiękny Londyn; dobra i wciągająca fabuła; świetne udźwiękowienie; ciekawe, bezkompromisowe opisy postaci.
-
Zrezygnowanie z systemu poziomów prezentowanego na zwiastunach; liczne pomniejsze błędy; z czasem misje rekrutacyjne zaczynają się powtarzać; brak ograniczeń klasowych, które w tym przypadku byłyby dobrym pomysłem.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości