Nierzadko zdarza się, że programiści obnoszą się z innymi dziełami, które próbowali naśladować, w nadziei na przyciągnięcie już nawróconej publiczności, ale pytanie brzmi, czy ktokolwiek przewyższa dumę, jaką wykazuje The Last Faith, jeśli chodzi o uhonorowanie swoich inspiracji. Podobnie jak wypolerowane medale honorowe, ślady zarówno Castlevanii, jak i Bloodborne zwisają nad rozkloszowaną klatką piersiową tej nowej niezależnej przygody i nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że Fromsoftware i Konami były brane pod uwagę raz lub dwa. Nie ma jednak nic złego w mierzeniu wysoko, a w przypadku The Last Faith nie ma potrzeby wstydzić się ani sekundy w towarzystwie jego bardziej popularnego starszego rodzeństwa, ponieważ robią one tak wiele dobrego między tymi zakotwiczonymi filarami sprawdzonych koncepcji.
Trudno nie wspomnieć o oprawie wizualnej, bo to właśnie ona wyróżnia się na pierwszy rzut oka. Dobrze wybarwione piksele są genialnie rozmieszczone na ekranie, tworząc środowiska, które nie wyglądałyby nie na miejscu w ciemnych uliczkach Yharnam lub zrujnowanym zamku Draculi. Wszystko, od obiektów majaczących w tle po postacie działające na czele scen, ma ponure piękno, a w połączeniu z płynnymi animacjami każda klatka staje się małym arcydziełem, którym gracz może się delektować. Różnorodność jest również najwyższej jakości, ponieważ możemy odwiedzić wszystko, od zrujnowanych rezydencji po nawiedzone krypty, a pomiędzy nimi mamy również czas na objazdy do cichych bagien i zamarzniętych górskich przejść, gdzie wszystko, od delikatnych, ciepłych kolorów po lodowato zimne odcienie, konkuruje o przestrzeń.
Wszystkiemu temu towarzyszy żałobna i subtelna ścieżka dźwiękowa, która dodaje poprawiający nastrój koc do całego doświadczenia, a reszta pejzażu dźwiękowego wykonuje świetną robotę, wstawiając echo kroków lub lodowatych krzyków, aby zwiększyć intensywność. Dodajmy do tego fakt, że aktorzy głosowi wykonują nienaganną robotę, ożywiając wszystkie postacie i mimo że większość obsady ciągnie się za sobą i niejasny występ, robią to z poczuciem równowagi i pewności siebie, które wciągają cię jako gracza w świat, który próbujesz namalować.
Jeśli chodzi o rozgrywkę, The Last Faith zapewnia dobrze skomponowaną mieszankę między wspomnianą Castlevanią a Bloodborne, ale należy wyjaśnić, że znacznie bardziej zbliża się do Symphony of the Night w porównaniu z bardziej współczesnymi przygodami Miyazakiego z serii Souls. Po prostu większy nacisk kładzie się na szybkość i tempo, a rzadko musisz czołgać się przez wypełnione pokoje i jaskinie, ponieważ szybko czujesz się silny i zwinny jak Alucard czy Simon Belmont. Nawiasem mówiąc, jest to stosunkowo świeże podejście w gatunku, który zwykle od czasu do czasu chce znokautować ci nogi i pochwalam twórców za to, że nie idą ślepo w kierunku trudnego i frustrującego doświadczenia, ale znajdują bardziej szybki kompromis bez ciągłych progów zwalniających.
Ale nie myśl, że The Last Faith nie jest wyzwaniem, bo jest. Jednak wyzwanie pojawia się w pojedynczych momentach, takich jak niektórzy wrogowie lub bossowie, i to właśnie w tych momentach musisz zatrzymać się i przeanalizować swoją strategię, aby wyjść zwycięsko. Mówiąc o bossach, oto niektóre z najlepszych przykładów tego gatunku, jeśli chodzi o przedstawianie trudnego, ale uczciwego projektowania gier. Nie starasz się robić zbyt wiele na raz, ale większość przeciwników ma wyraźne wzorce ataków, które nigdy nie wydają się niesprawiedliwe, więc zawsze masz szansę na sukces od pierwszej próby.
Nie są to jednak tylko złote i zielone lasy i jest kilka wad, które przynajmniej umniejszają ogólny obraz i nadają mu przewagę. Na przykład na początku gry możesz wybrać jedną z czterech różnych klas i chociaż mają one różne atrybuty, ich początkowe wyposażenie jest identyczne. Dziwnie jest móc wybrać, czy chcesz być magiem, czy strzelcem wyborowym, ale nie możesz zacząć z żadnymi narzędziami innymi niż miecz w oparciu o kategorię Zręczność. To naprawdę bardzo dziwne. Inną irytującą rzeczą jest to, że giniesz natychmiast, jeśli zeskoczysz z ekranu lub wpadniesz do dołu cierniowego. W większości innych gier tego typu zwykle jesteś karany utraconymi punktami zdrowia, ale tutaj jest to ekran game over od razu, jeśli zrobisz zły krok. Może to brzmieć jak bardzo trywialna rzecz i szczerze mówiąc, rzadko ci to przeszkadza, ale nadal nieco psuje przygodę, gdy nie odważysz się szukać ukrytych przejść lub ukrytych skarbów, ponieważ wiesz, że być może będziesz musiał ponownie uruchomić od ostatniego punktu zapisu, jeśli popełnisz błąd.
Ostatecznie jednak The Last Faith oferuje wysoce kompetentną przygodową grę akcji, która nie wstydzi się próbować naśladować swoich idoli. Może nie oferuje nic nowego pod słońcem, ale jeśli podoba ci się zachwycająca grywalność Castlevanii i gotyckie myślenie projektowe Bloodborne, The Last Faith nie zawiedzie Cię ani na sekundę.