Nie jestem aż tak stary, co oznacza, że nigdy nie miałem przyjemności obejrzeć Shogun - niezwykłego serialu z lat 80. o pierwszym Angliku, który postawił stopę w Japonii, a następnie został samurajem. Nie poświęciłem też czasu na przeczytanie ukochanej powieści Jamesa Clavella o tym samym tytule. Jednak zdecydowanie miałem przyjemność cieszyć się jednym z najpotężniejszych doświadczeń telewizyjnych tego roku w postaci nowej adaptacji, która pojawi się na Disney+.
Fabuła? Osaka jest na skraju wojny domowej, kiedy po raz pierwszy spotykamy naszych portugalskich, angielskich i japońskich bohaterów. Sępy i biurokraci krążą wokół lorda Toranagi, który czeka na śmierć ze strony swoich politycznych wrogów – Rady Osaki – dopóki niepokorny Anglik Blackthorne nie zostanie wyrzucony na brzeg Japonii i nie stanie się pionkiem Toranagi w wykwintnej politycznej grze o władzę. Po przybyciu do Japonii Blackthorne nie tylko staje się sprzymierzeńcem Toranagi, ale także odkrywa, że jego serce jest oblegane przez piękną tłumaczkę Mariko.
Dla tych, którzy tęsknili za brutalnym dramatem ze średniowiecznym posmakiem, odkąd Game of Thrones uświetniał wieczory ludzi, jest to miejsce, w którym należy być. Szpiegostwo, spiski, szermierka, pasja i intrygi są w menu tego luksusowo opakowanego serialu, który przyciąga widza ostrymi zdjęciami, wspaniałą scenografią i historycznym realizmem. Jest ogromny i bogaty w sposób, który sprawia, że swędzi: chcesz po prostu nacisnąć przycisk "Następny odcinek", gdy tylko odcinek dobiegnie końca. Pomimo kilku cyfrowych efektów zielonego ekranu (i cyfrowej krwi), Shogun jest wizualną ucztą w swojej kinowej prezentacji.
Oprócz atmosfery, wybory aktorskie są również bardzo udane. Cosmo Jarvis jest uroczo jako postać "ryby wyjętej z wody" w serialu, próbująca poruszać się po japońskich wartościach i kontrastach kulturowych (chociaż krzyki mogą być nieco nużące na dłuższą metę), a Anna Sawai z Nowej Zelandii bardzo dobrze sprawdza się jako spokojna woda dla szalejącego ognia Jarvisa. Jednak to Hiroyuki Sanada wagi ciężkiej błyszczy tutaj najbardziej jako sympatyczny lord z poczuciem humoru i kilkoma asami w swoim kimonie. Legendarny Sanada jest tym, który trzyma historię razem ze swoim spokojem i człowieczeństwem, i często to właśnie na tym widz chce się skupić. Niesie świat i serię na swoich stabilnych barkach.
Jednocześnie jest dużo rozmów po korytarzu w stylu Game Thrones, a oprócz przepychu i okoliczności, tempo ma tendencję do słabnięcia, gdy utkniesz z mniej interesującymi postaciami, a od czasu do czasu pojawia się epizod, który nie zawsze fabułę do przodu. Momentami serial przypominał, powiedzmy, przeciętnego Game of Thrones pretendenta Marco Polo pod względem zawiłości fabuły i płaskiego dramatyzmu, ale różnica polega na tym, że naprawdę zależy ci na postaciach i walce o władzę w Szogunie. Chociaż tempo jest powolne, opowiadanie historii jest cierpliwe i doceniasz warstwy budowania świata. Jest wiele warstw i zwrotów akcji, które sprawiają, że Shogun jest oczywistym ulubieńcem telewizji na nadchodzącą wiosnę.
To powiedziawszy, do tej pory obejrzałem tylko osiem z dziesięciu odcinków, więc ocena będzie tymczasowa do czasu premiery wielkiego finału. Jak na razie mogę jednak stwierdzić, że Shogun to fajna i momentami potężna przygoda telewizyjna, która ma duży potencjał, aby zakończyć się z hukiem, jeśli nadal będzie skupiać się na odpowiednich elementach.