Polski
Gamereactor
recenzje
Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age

Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age

Echo doskonałości.

HQ

Muszę przyznać, że nigdy nie udało się mi zostać wielkim fanem Dragon Questa. Gatunek jest tak bogaty w przeróżne wspaniałe sagi, że ta przemykała mi zwykle jako jedna z wielu, dobrych, aczkolwiek nie genialnych serii. Tak było do niedawna - a dokładnie do chwili, gdy po raz pierwszy zagrałem w jedenastą już odsłonę. Rozpoczynając przygodę, brnąc przez bądź co bądź wolny, trwający kilka godzin wstęp, nie spodziewałem się, z jak z genialnym tytułem mam do czynienia. Z czasem Dragon Quest XI stał się jedną z najwspanialszych przygód, jakie na obecnej generacji przeżyłem. Przygodą, o której chciałbym Wam również opowiedzieć.

Niebo w gębie

Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age
Świat gry olśniewa pięknem.

Można śmiało powiedzieć, że japońskie RPG-i mają się naprawdę dobrze na obecnej generacji konsol. Persona 5, Ni No Kuni II czy NieR: Automata to tylko trzy z wielu świetnych tytułów, z którymi mieliśmy przyjemność obcować. Bardzo cieszy również fakt, że wszystkie tytuły są zróżnicowane nie tylko pod względem samej rozgrywki, ale również dostarczanych historii i emocji z tym płynącymi. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, kto stanie się obecnym królem gatunku, ale muszę Wam napisać, ze Dragon Quest XI ma wielkie szanse pokonać na wielu szczeblach dzielnie walczącą konkurencję.

Z pozoru jest to kolejna, identyczna - mogłoby się zdawać - część popularnej serii, która po prostu dorosła do obecnych czasów zarówno pod względem wyglądu, jak i fabuły. Pozornie też ta ostatnia nie jest wcale tak znowu odkrywcza, gdyż bazuje na utartych, znanych z klasyków gatunku schematach. Pozornie.

To jest reklama:
Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age
Przygodo, hej, przygodo!

Chociaż przez pierwszych kilka godzin gra rozwija zawrotną prędkość ślimaka na wybiegu, po dłuższym obcowaniu okazuje się, że jest to pod wieloma względami twór idealny i z czasem zdajemy sobie sprawę, że większość stosowanych przez twórców zagrywek i klisz serwowanych jest naprawdę ze smakiem, niczym wykwintne danie, w którym należy delektować się każdym kęsem. Broń Boże się nie śpiesząc, powoli poznając i odgadując każdy z użytych doń składników.

A te odkrywane są, jak już wspomniałem, bardzo powoli. By wspomnieć tu chociażby o tym, że przez pierwsze pięćdziesiąt godzin grania nie zebrałem jeszcze całej drużyny. Wprowadzenie w świat gry jest tak bardzo klasyczne, jak tylko może być. Już w pierwszych minutach dokładnie wiemy, kim jest nasz bohater, oraz zdajemy sobie sprawę, kim musi z czasem zostać. Nie ma tu miejsca na niedopowiedzenia. Praktycznie wszystko zostało podane na tacy i musielibyście chyba żyć przez ostatnie dwadzieścia lat w jaskini, by nie łączyć przedstawianych w grze faktów - a uwierzcie mi, twórcy łopatologicznie wbijają nam je w głowy. I, co ciekawe, kompletnie nie wpływa to negatywnie na odbiór historii. Wręcz przeciwnie. Zdajemy sobie sprawę, że przecież pod tymi oczywistościami musi kryć się coś więcej, coś zakopanego głęboko, coś, czego na pierwszy rzut oka nie jesteśmy w stanie dostrzec. Kluczowym staje się dla nas również nie to, kim jest bohater, ale w jaki sposób poszczególne elementy intrygi zostaną ze sobą połączone.

To jest reklama:
Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age
Toriyama jak zwykle w formie.

Gra bardzo szybko uczy nas, że kolejne infantylne i naciągane do granic możliwości sytuacje prowadzą do czegoś znacznie poważniejszego i większego. Szybko zdajemy sobie też sprawę, że zostaliśmy całkowicie zassani w taką, a nie inną konwencję, i nawet nie zauważamy, kiedy niczym małe dzieci z wypiekami przeżywamy kolejne przygody niecodziennej zbieraniny postaci.

Jestem wybrańcem

Za projekt postaci odpowiada nie kto inny, jak sam Akira Toriyama, znany najbardziej z kultowej serii Dragon Ball. Wielbiciele stylu będą bardziej niż ukontentowani - zawsze chciałem użyć tak mądrego słowa. Początkowo obawiałem się, czy styl nie będzie największym z ograniczeń Dragon Questa XI. Nie czarujmy się, Toriyama wszelkich bohaterów projektuje bardzo podobnie, łącząc sprytnie ich ubrania, zmieniając kolory włosów i robiąc inne cuda, które tak czy inaczej przez lata się sprawdzają i jeszcze się fanom nie znudziły.

Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age
Klasyczne walki prezentują się wybornie.

Moje obawy zostały bardzo szybko rozwiane. Już dawno nie widziałem tak pięknej i szczegółowej grafiki w jRPG-u. Żaden, powiadam Wam - żaden zwiastun czy zdjęcie nie oddaje w pełni uroku gry. By w pełni go docenić, trzeba po prostu w nią zagrać. W czasie wędrówki zmierzającej do odkrycia swojego przeznaczenia nasz bohater napotka na swojej drodze plejadę niesamowicie nakreślonych postaci niezależnych, z których oczywiście najbardziej wyróżniają się członkowie naszej wesołej ferajny. Choć wydawać się mogą często przerysowani, jest to jak najbardziej wrażenie mylne. Każdy z nich posiada bogatą osobowość, przeszłość i, co ważniejsze, własne cele, które sprawiają, że z nami podróżuje. Szybko związujemy się więc emocjonalnie z drużyną i przeżywamy z nią sytuacje, przed którymi zostaje postawiona.

A trzeba przyznać, że grupa ma co robić. Co rusz wpada w nowe tarapaty, które najczęściej są wynikiem pochodzenia protagonisty. Tak, kolejny raz mamy do czynienia z wybrańcem, a do tego, jak nie trudno się już po wprowadzeniu domyślić, zaginionym następcą tronu jednego z królestw. Na każdym kroku, przynajmniej na początku, jesteśmy bombardowani wspaniałością naszego herosa i tym, jak bardzo jest on wyjątkowy. Na szczęście sam bohater jest człowiekiem raczej skromnym i zatrzymał się w czasie, w którym herosi nic do powiedzenia nie mieli. Dobrze przeczytaliście. To chyba zupełnie inna mentalność Japończyków, bo nadal robią gry, w których protagonista jest niemy. Osobiście mi to nie przeszkadza, aczkolwiek nie pogardziłbym pełnym udźwiękowieniem. Tak czy inaczej mamy do czynienia raczej z „obserwatorem" wydarzeń, co w jakimś tam stopniu korzystnie wpływa na przeżywaną opowieść i immersję, gdyż czujemy, że poza spisaną przeszłością sami zapełniamy dalsze strony historii.

Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age
Kieszonkowa kuźnia pozwala wykuć każdy oręż.

Klasyka naszych czasów

Udźwiękowienie to naprawdę ciekawa sprawa w Dragon Quest XI. Symfoniczne utwory, do których przyzwyczaiła nas seria, zachwycają swoim wykonaniem, aczkolwiek potrafią czasami wymęczyć. Twórcy zdecydowali się dostarczyć nam przygodę z pompą, więc nawet w czasie podróżowania po mapie świata towarzyszy nam niemal epicka muzyka. Oczywiście w grze nie zabrakło spokojniejszych utworów, jednak nadal pozostają one w podobnym, orkiestrowym wydźwięku. Zdaje sobie sprawę, że jak we wszystkim jest to zupełnie subiektywne odczucie, choć przyznaję, że minęła dłuższa chwila, nim w pełni poczułem i zaakceptowałem muzykę.

To, do czego przyzwyczajać się nie trzeba, to system walki, który bardziej klasyczny już być po prostu nie mógł. W grze walki rozgrywane są w systemie turowym, w którym otrzymujemy dowolną ilość czasu na podjęcie każdej z decyzji. Każdy bohater dysponuje szeregiem przypisanych sobie zaklęć i zdolności, które otrzymuje nie tylko po zdobyciu wymaganego poziomu doświadczenia, ale również w kilku ścieżkach rozwoju. Drzewka umiejętności nie są szczególnie rozbudowane i można śmiało powiedzieć, że definiują w prosty sposób klasę, czy, jak kto woli, profesję postaci. W zdefiniowany z góry sposób można również dobierać każdemu broń - zwykle z trzech rodzajów. Przy czym każdy oręż jest na tyle specyficzny, że całkowicie zmienia styl walki. I tak sztylet jest śmiercionośny i zadaje spore obrażenia, ale wyłącznie jednemu celowi, podczas gdy pejcz i bumerang są narzędziami świetnie sprawdzającymi się przeciwko tłumowi, lecz obrażenia są stosunkowo niższe niż pozostałych broni. Za odpowiednią dotację w kapliczkach będziecie mogli zdolności resetować, więc bez obaw - możecie śmiało w tym temacie eksperymentować.

Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age
Ataki łączone to czysta doskonałość.

Podobnie wygląda sprawa niemal w każdym aspekcie Dragon Questa XI. Miłośnicy klasyki odnajdą się w grze bez najmniejszego trudu i szybko poczują się, jakby wrócili do domu. Jest to jednak klasyka przez duże K - czyli taka, która w przystępny sposób łączy stare z nowym, wybierając najlepsze elementy z dawnych lat i sprawnie dostosowując je do obecnych czasów i trendów.

Naprawdę trudno nie zakochać się w jedenastej odsłonie Dragon Questa. Jest to przygoda, która do reszty wciągnie Was na około sto godzin. Oferując w tym czasie piękną historię z dobrze napisanymi bohaterami, szereg ciekawych aktywności pobocznych oraz angażującą eksplorację i klasyczne walki. Wszystko zaś zostało podane w przepięknym wizualnie i muzycznie, wielkim, bogatym świecie, z którego aż nie chce się wychodzić. To również ukłon szacunku w kierunku fanów gatunku i klasyki. A dla nich samych - pozycja obowiązkowa.

Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age
Świat stoi przed nami otworem.
09 Gamereactor Polska
9 / 10
+
Piękny wizualnie i olbrzymi świat, czarujące postacie, dobre i wciągające wątki, poczucie przygody od początku do samego końca, system walki i rozwoju postaci.
-
Nieco zaszłości, miejscami naciągany wątek główny, muzyka potrafi nieźle wymęczyć, gra bardzo wolno się rozwija (nawet jak na jRPG-a), pomimo wszystkiego nadal niemy bohater.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości