Kilka dni temu zastanawialiśmy się w redakcji, co jeszcze może zostać powiedziane w temacie Life is Strange, zakończonego tak perfekcyjną kropką, którą dzieliły już zaledwie godziny od stania się zwykłym przycinkiem. Dlaczego Life is Strange 2? Czy to po prostu kolejna epizodyczna opowieść o nastolatkach z mocami? Co mogło nas zaskoczyć w kontynuacji?
Nic, zupełnie. Life is Strange 2 po prostu nadal ma wszystko, za co pokochaliśmy pierwowzór. Zatem tak, nowoczesna przygodówka point'n'click od Dontnod doczekała się w końcu sequela i pozbyła swojej wymownej kropki, ale bez obaw - zwykły przecinek to tak naprawdę bardzo intrygujący średnik.
Bardzo mnie to cieszy, ponieważ nie byłam wcale pozytywnie nastawiona do Life is Strange 2. Okazuje się jednak, że podróż dwóch braci, zarówno przez amerykańskie lasy (i Arcadia Bay), jak i wspólne relacje, jest jeszcze ciekawsza niż historia rozstań i powrotów z „jedynki".
W Life is Strange 2 wcielamy się w Seana Diaz, którego jedynymi troskami jeszcze niedawno były szkolne imprezy i nieodwzajemnione uczucia koleżanek. Gra pozwala nam to przeżyć, byśmy jeszcze lepiej, razem z bohaterem, mogli odczuć stratę i wielką zmianę, która nadejdzie już niedługo.
Po katastrofalnym incydencie z władzami, podczas którego objawiła się potężna, niszczycielska moc dziewięcioletniego Daniela Diaz, bracia muszą uciekać ze swojego rodzinnego domu, zabierając ze sobą tylko to, co Sean spakował do swojego szkolnego plecaka przed imprezą (czyli to, co wybrał gracz), i tak właśnie zaczyna się ich emocjonalna podróż poprzez dorastanie i wspólne relacje, które się zmieniają. Starszy brat musi przejąć rolę ojca, a młodszy porzuca swoją dziecięcą niewinność.
I to właśnie uznaję za kwintesencję tego epizodu. Wiarygodne postacie i relacje pomiędzy nimi, masa wyborów, które faktycznie kształtują małego Daniela i nie raz skłaniają ku refleksjom. Decyzje nie są proste, od początku do końca, a mają realny wpływ na to, co w późniejszym czasie stanie się z naszymi bohaterami - jeśli Sean kradnie, Daniel będzie myślał, że to jest w porządku, dopóki nie wyjaśnisz mu, że jest inaczej; o ile wyjaśnisz. Całe szczęście to nie gracz tym razem otrzymał destrukcyjną i potężną moc, bo tylko by jej nadużywał - zamiast tego, jako starszy i mądrzejszy brat, przekazujemy całą naszą wiedzę Danielowi, który początkowo jest tylko czystą kartką, co już po pierwszych podjętych wyborach ulega zmianie. Można odnieść wrażenie, że francuskie studio Dontnod po raz kolejny stworzyło w swojej grze to, co Telltale się nie udało (i, biorąc pod uwagę upadek firmy, raczej już się nie uda). Niczym w najnowszym, finalnym sezonie The Walking Dead, jak AJ miał być kształtowany przez Clementine, tak Sean ma całkowity wpływ na charakter Daniela. Nie jest to jednak łatwe, gdyż Sean psocił się bratu przez większość życia, a teraz musi zastąpić mu ojca. Od nas zależy, jak rozwiną się więzi między nimi.
Naturalne dialogi i pięknie wyreżyserowane sceny sprawiły, że kilka razy zakręciła się mi łezka w oku, więc nie musicie się obawiać - Daniela i Seana łączy równie potężna relacja, jak Max i Chloe. Najbardziej tak naprawdę kuleje w tej historii scenariusz. Naiwny wstęp, rozwinięcie, w które ciężko uwierzyć, oraz całkowicie przewidywalne zakończenie pozostawiają po sobie pewien niedosyt, jednak w pełni nadrabiają to bohaterowie.
Wszystko to okraszone zostało niesamowitym projektem lokacji - na niemalże cztery godziny znikłam z tego świata i przeżywałam, doświadczałam historii dwóch braci. Czy to las, czy stacja benzynowa, plaża czy motel, każdy poziom odwzorowano tak klimatycznie i rzeczywiście, że aż chciało się zaglądać w każdy możliwy kąt i szukać tak zwanych znajdek, które również w Life is Strange 2 wydają się ciekawsze i nie sprowadzają się zaledwie do robienia zdjęć czy malowania graffiti. Nawet relaksowanie się i obserwowanie otoczenia nie jest już takie zwykłe, ponieważ tym razem możemy dodatkowo wyjąć szkicownik i pomóc Seanowi w rysowaniu!
Lokacje nie wydawałyby się tak prawdziwe, gdyby nie dopieszczona oprawa wizualna. Niewiele, nadal utrzymano ją w niezbyt dokładnym, plastycznym stylu, ale poprawie na pewno uległy animacje, brud na twarzach i ubraniach braci wygląda inaczej w każdej scenie, a im więcej „growych" dni przemija, tym bardziej uwydatnia się zmęczenie (przekrwione, podkrążone oczy, inna mimika) na twarzach chłopców. Ciągłe nawiązania do Władcy Pierścieni, Minecrafta (Daniel jest nim zafascynowany) czy The Last of Us dodatkowo potęgują to realne doświadczenie. Nie wspominając już o uczuciu, jakie towarzyszyło mi, gdy po godzinach leśnej tułaczki moje postacie nareszcie mogły położyć się w prawdziwych łóżkach i obejrzeć telewizję. Podejrzewam, że psychicznie odpoczęłam wtedy równie bardzo jak oni.
Czekam z niecierpliwością na premierę drugiego epizodu, pierwszy odcinek pozostawił mnie z bardzo pozytywnymi odczuciami. Choć Daniel z początku wydawał się mi kiepską kopią Chrisa z The Awesome Adventures of Captain Spirit - swoją drogą żałuję, że spin-off nie otrzymał swojej własnej pełnej gry, ale mam nadzieję, że w Life is Strange 2 jeszcze go spotkamy - a sam Sean nie intrygował, po spędzeniu z chłopcami kilku godzin uznałam, że zasłużyli na miejsce w moim sercu. Ich relacja wzrusza, a historia wydaje się tak bardzo prawdziwa. No, może gdyby nie tanie zwroty akcji. Dontnod otrzymuje jednak ode mnie kredyt zaufania i liczę na to, że w tej kwestii w drugim odcinku będzie już tylko lepiej.