Jest rok 2064. Jesteś bezimiennym, bezwłosym, pozbawionym osobowości, bezprawnym, bezcelowym, próżnym, nieświadomym rekrutem, który dołącza do oddziału prywatnych konsultantów wojskowych, którzy w każdej chwili zostają wezwani do wykonania śmiercionośnych misji w strefie bezprawia tuż za przyszłą utopią Nuevo Caracas. Świat jest niebezpiecznym miejscem w uznanym debiucie fabularnym Metro 2033 uciekinierów Reburna. Drony, roboty-psy i sztuczni żołnierze z doskonałym celowaniem patrolują soczyście zieloną, zarośniętą strefę śmierci, a Twoim zadaniem jest utrzymanie Ciebie i Twoich kumpli przy życiu podczas jednej misji ratunkowej po drugiej.
Na pierwszy rzut oka La Quimera wyglądało jak nowoczesna mieszanka Killzone i Crysis, ale nie trzeba długo czekać, aby zdać sobie sprawę, że zapowiedzi dały się wszystkim nabrać. Jest to bardziej zbliżone do znienawidzonego przez Free Radical Haze niż czegokolwiek innego, z typową grafiką Unreal 5 i cienkimi korytarzami środowiskami charakteryzującymi się mnóstwem niewidzialnych ścian. Wrogowie zostali zapożyczeni (w całości lub w części, w zależności od tego, o której części gry mówimy) z gier Horizon firmy Guerrilla Games, a rozgrywka tak naprawdę kręci się tylko wokół dwóch rzeczy - strzelania do robotów i zbierania amunicji.
Aby wyostrzyć manewr, wokół którego zbudowany jest La Quimera i wyostrzyć fabułę, dialogi i postacie, twórcy podobno poprosili o pomoc reżysera Drive/Valhalla Rising, Nicolasa Windinga Refna, co z perspektywy czasu wydaje się prawie dziwaczne. Dzieje się tak dlatego, że ta historia jest jawnym pokazem przesiąkniętej stereotypami, opartej na tropach przewidywalnej nudy, która obejmuje absurdalnie przenikliwe skrajności jako postacie i dialogi, które wydają się tak wymuszone i głupie, że przy wielu okazjach wybucham śmiechem. Kiedy córka latynoamerykańskiego dyplomaty przygwożdżona między dwoma siłami wroga dzwoni do PMC Inc, prosi o pomoc, a po przybyciu (za pomocą latającego autobusu dronów) krzyczy "Ahh! Zamierzam cię przelecieć w każdą dziurkę, ty pajuo tragaleche puta madre fucks!" przezabawnie trudno jest nie śmiać się z twojego tyłka. Jeśli jest tak, że Nicolas Winding Refn pomógł w tym dialogu, to mam szczerą nadzieję, że zrobił to w najbardziej ironiczny sposób.
Historia w La Quimera jest okropna. Wręcz żałosne. Reburn zapożyczył coś z Killzone, Crysis, Elysium i Haze i postanowił urozmaicić je tak małą oryginalnością, jak to tylko możliwe. Nie ma tu nic, czego nie widzieliśmy już tysiąc razy, nie ma finezji, nie ma postaci, które wydają się wiarygodne, ludzkie lub odnoszące sukcesy, a sposób, w jaki historia może się toczyć poprzez serie kiepskich przerywników filmowych, przypomina raczej 20-letnie gry akcji niż coś z 2025 roku.
Części akcji są równie kiepskie, niestety. Wyczucie broni jest tak ogólne i tak pozbawione wagi i odrzutu, że wiele pistoletów bardziej przypomina narzędzia pneumatyczne niż beczki prochu. Rzucanie granatami sprawia wrażenie, jakby twórcy nigdy do końca nie sfinalizowali tej funkcji, ponieważ bezwładny backhand jakby porywa bomby, a poczucie bycia "niezwykle śmiercionośnym żołnierzem" nigdy się nie materializuje. Nie pomaga w tym fakt, że wrogowie są głupi i niezależnie od poziomu trudności (jest ich czterech) zawsze trafiają cię prosto w twarz każdym strzałem - podobnie jak najemnicy w Kane & Lynch. Nigdy nie ma się wrażenia, że wrodzy żołnierze lub roboty (zarówno drony, jak i psy) są wyposażone w jakąś sztuczną inteligencję, ale bardziej tak, jakby były nastawione magnetyzmem w stronę gracza. Poruszają się w kierunku ciebie w linii prostej, chyba że znajdują się w wcześniej ustalonych miejscach, i strzelają z niezwykłą precyzją, która nawet w "trybie łatwym" wydaje się jedną z najbardziej frustrujących rzeczy, z jakimi kiedykolwiek się spotkałem.
Jednak La Quimera nie jest szczególnie trudne, polega głównie na ciągłym poruszaniu się i strzelaniu do unoszących się w powietrzu robotów dronów, gdy tylko się pojawią. Próba gry defensywnej, cofanie się i strzelanie z chronionej pozycji jest prawie bezcelowe, ponieważ wrogowie zawsze cię uderzą, a ich strzały często są naprowadzane. Zabijanie unoszących się w powietrzu dronów i galopujących psów-robotów też nie jest czymś, co lubię, zwłaszcza gdy zbliżają się do ciebie tłumnie i wszystkie zachowują się dokładnie tak samo.
Oprócz tych elementów gry, które ewidentnie nie działają zbyt dobrze, napotkałem ogromną liczbę problemów technicznych podczas moich wielogodzinnych testów z La Quimera. Początkowo gra usunęła mój plik zapisu dwukrotnie, co oczywiście spowodowało wiele irytacji i od tego czasu nie udało się zapisać miejsca, w którym się zapisałem - również przez kilka rund. Kilkakrotnie się zawiesił, a ilość usterek graficznych, które powodują, że rzeczy są renderowane w niskiej rozdzielczości lub wcale, była również dość znaczna. To prawda, że dzisiejsze wielkie gry rzadko są wydawane w idealnym stanie, ale to po prostu szkoda, mimo że testowałem La Quimera na nowiutkim HP Omen 16 Max z 5080 w środku.
O ile podoba mi się Metro 2033 i o ile bardzo chciałem, aby La Quimera był "nowym Crysisem" lub "nowym Killzone", nie da się uciec od faktu, że w moim świecie jest to raczej wysypisko zasobów w silniku Unreal, naszpikowane kiepskimi wyborami projektowymi, Bezużyteczni wrogowie, generyczna rozgrywka i kiepska historia. Innymi słowy, możesz to pominąć.