Shin Godzilla z 2016 roku zachwycił zarówno fanów, jak i obserwatorów świeżą reinterpretacją starej, dobrej Gojiry, skupiając się na krytyce społecznej i wyraźnie czerpiąc inspirację z niszczycielskiej katastrofy w Fukushimie. Osobiście film mi się podobał, ale rozumiem też rozczarowanych fanów, którzy spodziewali się więcej destrukcji, a mniej polityki korytarzowej. Tym fanom mogę tylko powiedzieć: wasze modlitwy zostały w końcu wysłuchane w postaci Godzilla Minus One, najbardziej efektownego filmu Toho o Godzilli do tej pory.
Fabuła obraca się wokół zdezerterowanego pilota kamikaze, który próbuje odnaleźć drogę powrotną do społeczeństwa po zakończeniu II wojny światowej, ale jego honor nie pozwala mu żyć życiem, na które jego zdaniem nie zasługuje. Pewien potwór nie daje mu spokoju: kilkumetrowy potwór dręczyciel, który rozpyla radioaktywny ogień i miażdży okręty wojenne gołymi zębami. Tak więc, podobnie jak Shin Godzilla, z tą reinkarnacją nie można żartować i powraca do mroczniejszych korzeni serii filmów z 1954 roku.
Nie jest to też antybohater, którego spodziewamy się po nijakich hollywoodzkich wycieczkach, ani przedszkolny dinozaur, który przez pewien czas kojarzył się głównie z dziecinną demografią; Jest to niszczycielska siła natury, która miota wszystko i wszystkich na swojej drodze, bez przyczyny, bez motywu, bez względu na to. Nie mija nawet pięć minut, zanim poznajemy przerażającą jaszczurkę w całej okazałości, a każda sekunda z tym kultowym filmowym jest jeżącym włosy na głowie i pięknie brutalnym doświadczeniem. Nie żartuję, kiedy mówię, że od czasu do czasu łza zdołała uciec z mojego oka, ponieważ Godzilla po prostu robi to, co robi najlepiej: niszczy, miażdży, miażdży. Już samo połączenie potężnej muzyki Akiry Ifukube i przerażających smyczków Naokiego Sato sprawia, że drżysz z przyjemności, gdy nadejdzie czas, aby tupnąć i unicestwić.
Być może działa tu czynnik nostalgiczny, ale to głównie namacalna pasja reżysera Takashiego Yamazakiego rozgrzewa serce tego fana Godzilli, jak radioaktywna wiązka lasera przebijająca klatkę piersiową. To stara szkoła, jest fajna i jest wściekle zabawna. Byłem szczególnie zaskoczony tym, jak bardzo rdzeń oparty na postaciach poruszył mnie w końcu, pomimo okazjonalnego wpadania w melodramatyczne pułapki podobne do telewizji i pomimo pewnych drobnych problemów z tempem w drugiej połowie filmu.
W scenariuszu jest tak wiele przemyślanego, skutecznego humoru i szczerego serca, że szybko zapominasz o jego niezdarnych niedociągnięciach, gdy film w końcu osiąga kulminację w najbardziej trzymającej w napięciu sekwencji kulminacyjnej w historii serialu. Prawdę mówiąc, prawdopodobnie nie byłem tak przyklejony do punktu kulminacyjnego od czasu, gdy Kenobi wyszeptał "Użyj mocy" w A New Hope. Zapał bohaterów do przetrwania i wspólna trauma to jedyny fundament, którego Godzilla nie może stopić, gdzie na chwilę zapominasz o klimacie kina klasy B i w pełni zanurzasz się w potężnych szczękach filmowej opowieści.
Minus One jest niezrównany, potworny, muskularny, ludzki, mistrzowski...? mokry sen fana Godzilli, czysty i prosty. To spektakularna magia filmu, którą w chwili pisania chcę natychmiast obejrzeć ponownie. Ukochane kaiju miało wyboistą drogę przez swoją nierówną serię filmów, ale teraz zarówno Yamazaki, jak i Godzilla wyznaczyli fantastyczny kierunek dla najlepszej na świecie radioaktywnej jaszczurki i trzymam kciuki, aby naszpikowana kontynuacja była już w fazie rozwoju.