Polski
Gamereactor
recenzje
Dragon Age: The Veilguard

Dragon Age: The Veilguard

Nie martw się - Bioware powraca.

HQ
HQ

Choć wydaje się to niemal niesprawiedliwe dla Bioware, aby zaczynać tak paratekstualnie, jak zamierzam to tutaj zrobić, prawie nieuniknione jest rysowanie paraleli do najnowszej serii wydań legendarnego studia i niepewnej sytuacji, w jakiej niewątpliwie się znajdują ze względu na ich jakość i odbiór.

W oczach większości ludzi Dragon Age, a dokładniej Dragon Age: Inquisition, jest ostatnią naprawdę dobrą grą studia, a ma już ponad dekadę. Mass Effect: Andromeda, a zwłaszcza Anthem wyznaczyły od tego czasu kontrowersyjne kamienie milowe, a co więcej, niezliczeni weterani, od Marka Darraha po Mike'a Laidlawa, a nawet Caseya Hudsona, opuścili firmę wśród burzy oskarżeń o złe warunki pracy, zwłaszcza podczas tworzenia Anthem.

Innymi słowy, presja jest ogromna, nadszedł czas na show, teraz albo nigdy, a jeśli Bioware nie może wykazać za pomocą Dragon Age: The Veilguard i Mass Effect 4 (kiedykolwiek to nadejdzie), że nadal "to ma", to trudno sobie wyobrazić EA, które również ma notoryczny zwyczaj zamykania studiów, które nie mogą ciągle udowadniać swojej wartości finansowej. Kontynuuj uderzanie w bęben studia, jeśli chcesz.

To jest reklama:
Dragon Age: The Veilguard

Brzmi ponuro, wręcz dystopijnie, ale dla mnie osobiście pisanie tej recenzji nie jest smutnym dniem. Spędziłem ponad 35 godzin w towarzystwie Dragon Age: The Veilguard i muszę przyznać, że jest to jedna z lepszych gier RPG tego roku, nawet jeśli wielu nie znajdzie w niej DNA, które sprawiło, że pierwsza część serii stała się takim hitem. Nawet teraz, przed premierą, gra jest kontrowersyjna i jest nie tylko niezasłużona, ale wręcz głupia, w zależności od tego, który niejasny zakątek internetu (lub tylko przeciętną sekcję komentarzy na YouTube) odwiedzisz. Zajmiemy się tym, jakie dokładnie zastrzeżenia ma ten roju do gry, ale do tego czasu pozostańmy przy podstawach.

Dragon Age: The Veilguard jest kontynuacją Dragon Age: Inquisition, nawet jeśli nie kontrolujesz bezpośrednio swojego osobistego Inquisitor z tej gry. Solas (The Dreadwolf nadal jest na misji, którą dość szokująco i zaskakująco przedstawił graczowi pod koniec Inquisition (spoilery - przepraszam - ale cała gra to w zasadzie jeden wielki spoiler). Plan polega na tym, aby rozerwać tak zwaną "Zasłonę", która oddziela ustalony świat od czystejFade magii, przywracając w ten sposób elfy jako dominującą siłę. Jesteś Rook, nową postacią, którą w naturalny sposób sam kształtujesz i masz do tego niezliczone narzędzia. Tak, niektórzy wydają się być zdenerwowani, że kreator postaci pozwala na postawę "oni/ich", ale mogli przegapić cały sens takiego narzędzia, który polega na tym, że pozwala dostosować swoją postać. Zrozumienie płci i kształtowanie kości policzkowych to tak naprawdę dopiero początek, ponieważ są tu o wiele bardziej znaczące ustawienia, takie jak twoje pochodzenie, motywacje jako postaci i to, jaka krytyczna sytuacja ukształtowała części twojej osobowości. Możesz nawet odtworzyć swój Inquisitor i określić, jak ta postać zareagowała na plan Solasa w poprzedniej grze. Tak, oczywiście widzieliśmy coś głębszego, ale Bioware pręży tutaj muskuły i to ogromna ulga, że od samego początku tak bardzo skupiają się na narracji.

Podobnie jak Inquisition, Bioware wielokrotnie podkreślało, że nie chodzi tylko o poszczególne postacie, ale o to, jak łączą się one w The Veilguard. To twoje braterstwo, twoja świta, twoi przyjaciele, a nawet zaprzyjaźniają się ze sobą przez całą grę. To bardzo wiarygodne rozwiązanie, które naprawdę podnosi poprzeczkę dla innych gier. Bez wątpienia istnieją wątki dialogów i relacji osobistych, które są mniej imponujące niż inne, ale od Hardinga po Neve, od Taasha po Lucanisa, Bioware skupiło się tutaj na jakości, a nie na ilości, a wraz z postępem gry uzyskujesz bliskie, zaangażowane relacje z tymi postaciami, które poprzednie triumfy gry wykorzystały jako bezpośredni znak rozpoznawczy, a nawet znak towarowy. Masz swoje klasyczne "aprobuję" lub "nie aprobuję", ale system dialogów faktycznie pozwala na dalsze zanurzenie, a gdy podejmujesz decyzje, otwierasz się później na zwiększoną introspekcję zarówno w sobie, jak i w innych postaciach, gdy reagują na wydarzenia, rozmowy i cechy charakteru. Znów; Widzieliśmy głębiej, Dragon Age nie jest nagle głębią postaci RPG w stylu Disco Elysium, ale jest to Bioware w najlepszym wydaniu.

To jest reklama:
Dragon Age: The VeilguardDragon Age: The Veilguard

Niektóre postacie lądują lepiej niż inne, jak to zawsze miało miejsce w tych narracjach RPG opartych na postaciach, a uporczywe próby bycia dziwacznym postaci takiej jak Bellare Lutare czasami zbliżają się do zmiażdżenia immersji, ale ogólnie opowiadanie historii jest na najwyższym poziomie i co najważniejsze, dobrze napisane.

Dobrych wiadomości jest więcej w samej konstrukcji. Dragon Age: The Veilguard porzuca sztuczne, bezsensowne przejście do otwartego świata pełnego tych wszystkich niezręcznych znaków zapytania na niekończącej się mapie żmudnej pracy, która stała się jednym z głównych elementów zniechęcających do gigantycznych gier RPG. Zamiast tego dostajemy kilka stosunkowo otwartych stref, które tu i ówdzie oferują niewiele rozrywek, ale są szeroko zaprojektowane tak, aby wymagać całej koncepcji podróży bohatera. Innymi słowy, ta gra jest liniowa, a to ma ogromne, pozytywne konsekwencje dla przebiegu narracji i bardziej zorganizowanych aren, które Bioware udało się stworzyć. Ta gra emanuje estetycznym nadmiarem i nie tylko to; Te przestrzenie do zabawy są funkcjonalne i skomplikowane, ale nigdy nie są frustrujące. W tych środowiskach brakuje jednak nieco więcej interakcji. Bioware ma solidną mechanikę, na której się opierają, ale generalnie brakowało mi kilku minigier, trochę życia. Ale z drugiej strony, jest to zwykle cecha dużych otwartych światów, takich jak The Witcher 3: Wild Hunt, którym po mistrzowsku udaje się połączyć to, co liniowe i otwarte. Zasadniczo szanuję Bioware za porzucenie jednego na rzecz drugiego i chociaż Dragon Age: The Veilguard jest dużą, rozległą grą fabularną, wydaje się również przycięta i skoncentrowana.

Pod wieloma względami dwuczęściowy projekt gry bardzo przypomina gry God of War; gdzie znajduje się szereg zawiłych skrzyżowań, do których nieustannie wracasz z nowymi umiejętnościami, w stylu Metroidvanii, i eksplorujesz ich małe zakątki, ale gdzie przez większość czasu znajdujesz się na liniowych, wyselekcjonowanych ścieżkach dla jednego gracza ze stałymi fragmentami, przerywnikami filmowymi i zorganizowanym tempem, W rzeczywistości Veilguard dzieli DNA z dwoma ostatnimi przygodami Kratosa na więcej niż jeden sposób, A to prowadzi nas do czegoś nieco innego...

A co z tymi kontrowersjami? Cóż, zacznijmy działać. Wszystkie recenzje są subiektywne od początku do końca, a twoje osobiste podejście do podstawowych elementów projektu Dragon Age: The Veilguard będzie się różnić, ale o ile wiem, jest niewielu, jeśli nie takich, którzy ubolewają nad stopniowym odchodzeniem od bardziej izometrycznie zakorzenionego modelu strategicznej rozgrywki na rzecz czegoś bardziej zorientowanego na akcję i do pewnego stopnia stylu wizualnego.

Zacznijmy od systemu walki. Dragon Age: The Veilguard składa się z wielu tych samych podstawowych komponentów mechanicznych i strukturalnych, co jego poprzednicy, ale remiksuje je w taki sposób, że jest nieco bardziej zorientowany na akcję. Nie odbiega to do tego stopnia, że mówimy o hack n' slashu, a gra zachowuje zarówno strukturę drużynową składającą się zarówno z ciebie, jak i dwóch towarzyszy, którym możesz wydawać konkretne rozkazy na polu bitwy, ale to samo pole bitwy jest bardziej dynamiczne, bardziej responsywne i, dla niektórych, mniej Dragon Age. Zawsze możesz zatrzymać bitwę, uzyskać przegląd i wydać konkretne rozkazy lub zainicjować łańcuch umiejętności, które wzajemnie się uzupełniają, ale wszystko jest bardziej zgryźliwe, a te bitwy generalnie nie są przeznaczone do tego, aby gracz spędzał zbyt dużo czasu w zastoju. Owszem, jest to trudne, ale prawdopodobnie nie aż tak głębokie taktycznie, a to dla niektórych od samego początku było nieapetyczne. Na szczęście ten nowy model rozgrywki nie jest wdrażany połowicznie, a biorąc pod uwagę fizyczną wagę każdej bitwy i zakres umiejętności, jest to zdecydowanie Dragon Age gra, w którą wydaje się być najlepsza.

Dragon Age: The Veilguard

Chociaż dostrzegam główną atrakcyjność strategicznego, izometrycznego przeglądu, który zapewniał Origins (kiedyś ukończyłem całość z moim bratem), jestem również przychylny temu przejściu do czegoś bardziej namacalnego, responsywnego i kinetycznego. Veilguard wykorzystuje Frostbite, co sprawiało problemy prawie każdemu studiu poza twórcą DICE, ale tutaj jest to zarówno kwestia naprawdę responsywnej fizyki, która sprawia, że każda akcja z twoją postacią jest satysfakcjonującym wyrazem, jak i po prostu solidnego projektu potyczek. Walka z wrogami jest zawsze ekscytująca, twoja broń zawsze jest dobra w użyciu. Czy to oznacza, że jest to coś w rodzaju "Dragon Age dla opornych"? Być może, ale jeśli tak, to muszę być manekinem.

Mam tu jednak kilka bardziej konkretnych uwag krytycznych. Bitwy z bossami są wystarczająco wspaniałe, a dzięki świetnemu projektowi scenografii i często genialnej muzyce nie jest tak źle, jak mogłoby być, ale tym bitwom brakuje trochę fazowania, trochę wszechstronności, trochę energii. To typowa konfiguracja "nie stój w ogniu", którą znamy. Ale poza tym zakres umiejętności w czterech klasach postaci jest dość przytłaczający, a ponieważ każda klasa może dalej podążać w kilku dość odrębnych kierunkach, jest tu wiele opcji buildcraftu, które z nawiązką rekompensują "brak" bardziej strategicznych scenariuszy walki.

Do tego dochodzi kwestia stylu wizualnego gry. Prawdopodobnie znajdziesz tu gorące podejścia do odważnego, niemal kreskówkowego stylu graficznego Bioware, który rezygnuje z części szczegółowego realizmu graficznego, którego oczekujemy od produkcji gier AAA, na rzecz bardziej stylizowanego wyglądu. Jestem pewien, że znajdą się szanowani recenzenci, którzy się z tym nie zgodzą, ale w większości przypadków uważam, że Veilguard wyglądało wręcz uderzająco i nie tylko to, cieszę się z porzucenia tego natarczywego, frustrującego i lekko staromodnego poszukiwania bezsensownych szczegółów graficznych, które sprawiają, że wszystkie gry wyglądają tak samo. Nie, to nie jest tak, że Veilguard to artystyczny projekt stworzony wyłącznie za pomocą plasteliny, ale stylizowany wygląd pozwala Bioware jeszcze bardziej pochylić się nad ekscytującymi kolorami, wyzywającymi kontrastami i nie tylko... cóż, fantazja. Oznacza to również, że szary, brutalny industrialny minimalizm ustępuje miejsca czemuś, co w odczuciu wielu im się nie podoba. Rozumiem to i nie mówię, że te opinie są błędne, ale dla mnie Veilguard było pięknie patrzeć od początku do końca. A jest coś, co i tak powinniśmy usunąć z drogi. Veilguard ma wyrazisty, stylizowany wygląd, ale jednocześnie Bioware powinno zadbać o nieco wyższy poziom, jeśli chodzi konkretnie o animacje twarzy. Jest to szczególnie niekorzystne dla twojej własnej postaci Rook, ale ogólnie rzecz biorąc, te nieco sztywne animacje stają się przeszkodą w scenach naładowanych emocjonalnie, w których występuje wyraźny nacisk dramaturgiczny. Nie jest to przeszkodą, ponieważ zazwyczaj dobry scenariusz przenosi sceny i nie jest to do końca spowodowane tym, że dwie figury woskowe próbują stworzyć empatię - nie, to tylko trochę rozpraszające, że te animacje są "gorsze", że tak powiem.

Dragon Age: The VeilguardDragon Age: The Veilguard

A skoro już przy tym jesteśmy, tu i ówdzie są fragmenty, którym brakuje odrobiny wyrafinowania. Sprzęt, który ciągle zbierasz, nie jest tak interesujący, jak umiejętności, które oferuje twój Skill Tree, a cały tak zwany model "itemizacji" rozpada się wraz z postępami w grze - co jest w porządku, ale szkoda w RPG, w którym pogoń za łupami, które zmieniają twój styl gry w znaczący sposób, tak naprawdę nie istnieje. Przynajmniej nie z tego, co widzę. A mapa gry jest daleka od wystarczająco obszernej, aby pokazać, jak solidnie skonstruowano wiele z bardziej otwartych przestrzeni, co oznacza, że duża część odpowiedzialności za nawigację spada z powrotem na ciebie. Ale przynajmniej to samo w sobie jest zachętą do eksploracji.

Mówiąc ogólnie, Bioware powraca i chociaż nie wymyślają tutaj koła na nowo, stworzyli dokładnie taką grę, jaką chcieliśmy, aby stworzyli. Wyłącznie gra RPG dla jednego gracza, która jest zakotwiczona narracyjnie, znacznie bardziej liniowa, z całą zawartością dostosowaną i zorganizowaną przez wykwalifikowanych projektantów i bez całego "nadęcia", za które wielu krytykowało Starfield. To, co tu mamy, jest szczupłe i wredne, a to stawia Bioware na ekscytującej trajektorii, na której w końcu można zobaczyć światło na końcu bardzo ciemnego tunelu, w którym tkwią od długiego, długiego czasu. Nie jest to idealna gra RPG, ale jest... Całkiem cholernie dobrze, delikatnie mówiąc.

HQ
08 Gamereactor Polska
8 / 10
+
Świetna grupa postaci. Wspaniała sceneria. Solidny storytelling. Ładne przejście do systemu walki zorientowanego na akcję. Cudownie liniowy.
-
Słabe animacje twarzy. Zła selekcja przedmiotów. Brakuje mu trochę głębi, zwłaszcza w sprzęcie i wytwarzaniu.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości