Ten rok był dla mnie wyjątkowo szczególny - oprócz tony nowych doświadczeń, udało mi się zaliczyć kilka naprawdę dobrych konwentów o przeróżnej tematyce. Pyrkon, Pixel Heaven, Comic Con - choć w gruncie rzeczy skupiały się na tym samym (cosplayu, zakupach, grach planszowych i elektronicznych, prelekcjach, spotkaniach z autorami czy artystami wszystkich formatów), to jednak każdy z nich podchodził do tych zagadnień na swój własny sposób. Copernicon nigdy nie aspirował do bycia największym konwentem w Polsce, ale to kolejne miejsce na mapie naszego kraju, gdzie fani fantastyki znajdą coś dla siebie. A co w tym roku było warte zobaczenia na toruńskiej starówce?
Właśnie, zacznijmy od tego, że w porównaniu z innymi konwentami, które miałem okazję odwiedzić w tym roku, Copernicon nie znajdował się na oddzielnej hali albo w jakimś centrum kongresowym. Wszystkie atrakcje były rozsiane po toruńskiej starówce, dlatego zwiedzanie najładniejszej części miasta jest wpisane w program. Przechodzenie pomiędzy ciasnymi, niezwykle uroczymi uliczkami wypełnionymi cosplayerami, straganami ze sprzętem dla geeków czy po prostu mieszkańcami, dla których był to kolejny weekend, było ciekawym doświadczeniem. Tak naprawdę, żeby być na Coperniconie, niepotrzebna jest żadna wejściówka, część atrakcji była dostępna dla wszystkich. Dopiero przy wejściu do budynku Wydziału Matematyki i Informatyki i innych wchodzących w skład festiwalu obsługa zapytała się mnie o przepustkę. I to mi się bardzo spodobało - takie wymieszanie uczestników z osobami, które totalnie nie miały pojęcia, czemu ci wszyscy ludzie chodzą w jedną albo drugą stronę.
Jako że Toruń nie jest zbyt dużym miastem, wszystko można było zobaczyć raptem w dwie godzinki, a po tym czasie pojawiało się zasadnicze pytanie: co jeszcze warto zobaczyć? Na pierwszy rzut oka nie ma tego za wiele, ale gdy uruchomiłem aplikację "Konwencik", okazało się, że od rana do wieczora program wypełniony był prelekcjami i spotkaniami z autorami, które rozrzucone były po wspomnianym już budynku Wydziału Mat-Inf i Collegium Minus. Pod tym względem Copernicon przebił wszystkie edycje Comic Conu (a na pewno ostatnią, ale to w zasadzie żaden wyczyn) i mam wrażenie, że dorównał Pyrkonowi.
Tematy bloków były przeróżne, a sporo z nich dotyczyło praktycznej wiedzy, którą młodzi autorzy lub twórcy treści wszelakiej mogą wykorzystać w praktyce. "I wanna be a writer - słów kilka o debiutach", "Nieporadnik młodego autora: pisanie dla początkujących", "A więc mówisz, że chcesz wydać książkę?" - to tylko kilka z paneli prowadzonych przez doświadczonych pisarzy, jak Marcin Podlewski, Aneta Jadowska czy Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, ale i marketingowców z branży pokroju Dominiki Tarczoń, którzy od kuchni pokazują, jak wygląda proces wydania książki. Choć sam nie planuję zostać pisarzem (choć kto wie, jak się losy potoczą), to zawsze lubię słuchać ekspertów, którzy mają kilka ciekawych anegdotek zza kulis do opowiedzenia.
Nie samym czytaniem żyje człowiek jednak, a coraz częściej zdarza się nam słuchać w trakcie wykonywania swoich zadań. Nie mówię tylko o audiobookach, bo te stały się już normą, ale o podcastach, które ostatnio stały się bardzo popularne. Coś musi być w tweecie Macieja Trojanowicza, dlatego ekipa Niezatapialnych (kiedyś Nieczyste Zagrywki), która na podcastingu zjadła zęby, przygotowała prelekcję o tym, na co zwrócić uwagę zakładając własny podcast. I znów, bardzo rzeczowa, a przy tym ciekawa prezentacja pełna porad i ciekawych spostrzeżeń od ludzi, którzy zajmują się tym nieprzerwanie od prawie dziesięciu lat. Sam jestem ich słuchaczem, dlatego tym bardziej się ucieszyłem, że przygotują specjalny odcinek swojego programu dla osób obecnych na konwencie. Mała rzecz, a cieszy.
Prelekcji było znacznie więcej i niestety nie udało się mi być na wszystkich, a to właśnie one były główną atrakcją Coperniconu. Harmonogram był na samym wierzchu, dostępny dla wszystkich i, co najważniejsze, stworzony w prosty sposób, co znacznie ułatwiło nawigację w budynkach. Wspominam o tym dlatego, że nie na wszystkich konwentach to norma - wielki plus dla Torunia.
Oprócz tego standardowa już strefa wolnego grania, gdzie można było spróbować swoich sił w League of Legends czy Counter-Strike: Global Offensive - było organizowanych też kilka turniejów. Część stanowisk była w salach lekcyjnych z komputerami, więc znów można się było poczuć, jak podczas tych legendarnych lekcji informatyki. Czymś, co na pewno ucieszyłoby naszą Asię, była strefa osu! i gier muzycznych, gdzie swoich sił można było spróbować między innymi w Touhou, o którym Joanna przygotowała wpis kilka tygodni temu.
Nie zabrakło też gier i zabaw bez prądu - sesje RPG, LARP-y, turnieje w Magic: The Gathering czy cała masa planszówek dla osób o różnym poziomie zaawansowania, jak zawsze cieszyły się dużym zainteresowaniem.
Zbliżając się do końca, znów zahaczę o starówkę i miasto, ale tym razem nocą. Toruńskie uliczki, na które pada światło latarni, wyglądają przepięknie, a kolejne zaułki zachęcają do sprawdzenia, jaka przygoda czeka na nas tym razem. Choć czuć było, że atrakcje Coperniconu zaczynają i kończą się tak naprawdę na prelekcjach i zaproszonych gościach, to jednak przechadzanie się po Toruniu nocą było czymś magicznym. Nie wiem, czy uda mi się być na kolejnej edycji, ale jeśli będzie trochę czasu, a moja ekipa wyrazi taką chęć, to z chęcią ponownie odwiedzimy Toruń. Ale raczej nie będą to pełne trzy dni; czego nauczyłem się przez ten rok, to tego, że zwiedzanie na konwentach zaczyna się tak naprawdę dopiero drugiego dnia i Copernicon dobitnie mnie w tym utwierdził.