Straszliwy Civil War rozdarł Stany Zjednoczone. Szczegóły są niejasne, poza tym, że nieoczekiwany sojusz Kalifornii i Teksasu wypowiedział wojnę Waszyngtonowi, ale jedna rzecz jest jasna dla fotografki wojennej Lee Smith: chce odpowiedzi od kontrowersyjnego prezydenta Stanów Zjednoczonych (Nick Offerman), żądnego władzy człowieka, który zamknął się w Białym Domu i doprowadził do krwawej sytuacji Ameryki. Do Smith (Kirsten Dunst) dołącza dziennikarz Joel (Narcos gwiazda Wagner Moura), doświadczony dziennikarz Sammy (Stephen McKinley Henderson) i nowicjusz Jessie (Cailee Spaeny), młoda autografka-amatorka, która jest zmęczona kręceniem kciukami w bezpiecznym Missouri i postanawia pójść w ślady swojego idola Smitha.
Civil War jest jak współczesny Apocalypse Now; To mroczne, aktualne spojrzenie na bezsens i nędzę wojny. Polityczne przyczyny i konsekwencje są nieistotne, gdy podążamy za dziennikarzami do umierającego serca Waszyngtonu, ponieważ mogło to zostać wywołane z dowolnego powodu. Garland unika tu opowiadania się po którejś ze stron lub karmienia widza łyżeczką, co buduje niezwykle niepewną i niepewną atmosferę przez cały film. Twórczość Garlanda jest niemal dokumentalna, ponieważ bada ciągłą przemoc, która pożera każdy stan, i jest przerażająco piękne, jak czarno-białe zdjęcia bohaterów przemykają przez intensywne sekwencje akcji, aby przebić się przez adrenalinę.
Dunst jest genialna jako fotografka naznaczona bliznami wojennymi, uwieczniając pamięć o wszystkich ofiarach i nieszczęściu, które kiedykolwiek udokumentowała za pomocą obiektywu aparatu. Dunst wydaje się niesamowicie realna i wiarygodna jako widz, który przez większość czasu stoi w tle, aby udokumentować piekło, ale który również czuje, jak każdy najmniejszy horror przeszywa ją jak pociski - bez względu na to, jak bardzo trzyma głowę spuszczoną. Jednak to Spaeny staje się prawdziwą gwiazdą filmu, rzucając się w sytuację, której ani ona, ani widz tak naprawdę nie rozumieją. Jedyne, co dzięki niej rozumiemy, to to, że za surowością i brutalnością musi kryć się jakaś logika, ale oczywiście nigdy jej nie ma.
Po dotarciu do Waszyngtonu na wybuchowy finał filmu, film pozostawia widza z druzgocąco pustym poczuciem pustki, które jest zarówno dobre, jak i złe. Niewiele się zmienia ani rozwija w całej historii, która w większości oferuje widzowi jedną dystopijną wizję za drugą, a dla widza, który spodziewał się nieco więcej politycznego ugryzienia, film może wydawać się nieco rozczarowujący. Z drugiej strony, chłodno zdystansowany styl narracji naprawdę działa, gdzie Garland, podobnie jak dziennikarze, nie przekręca znaczenia Civil War. Podobnie jak fotografia, obraz jest wart tysiąca słów, a Garland odnosi tutaj sukces. Dialogi nie są jednak do końca na równi. Jest często niezdarny i leniwie podawany, jeśli chodzi o zrzucanie ekspozycji na sytuację na świecie, która często staje się nieciekawa na dłuższą metę. Film jest najlepszy, gdy jest cichy, zimny i skupiony na spokoju między ogłuszającymi ujęciami.
Bohaterka Dunst wyraża nadzieję, że jej zdjęcia będą swego rodzaju ostrzeżeniem dla publiczności, oknem na przyszłe cierpienie, którego można uniknąć, jeśli tylko zatrzymamy się i rozwiążemy problemy, zanim wymkną się spod kontroli. To samo można powiedzieć o Civil War w ogóle, gdzie odświeżająco apolityczna postawa Garland przywołuje fotografię nowoczesnego społeczeństwa, które w każdej chwili może się zawalić. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się teraz na świecie, często przeraża widok smutku alternatywnej Ameryki – zwłaszcza w spolaryzowanym stanie, w którym się teraz znajdujemy. Pomaga również to, że dźwięk i zdjęcia są jeżące włosy na głowie bombastyczne i realistyczne, aby naprawdę przypomnieć publiczności, że nie można jednocześnie zakrywać uszu i zamykać oczu.
Innymi słowy, Civil War to skuteczny film antywojenny, który potrafi być sugestywny, dystopijny i brutalny w swoim dokumentalnym stylu. To świetnie skonstruowany thriller wojenny o ogromnej odpowiedzialności dziennikarza w nieodpowiedzialnym krajobrazie, który, podobnie jak jego bohater, zapada w pamięć. Często przypominający Children of Men w swoich ambicjach, przesłaniu i zapadających w pamięć wyborach muzycznych, byłby wręcz tragiczny, gdyby to naprawdę był ostatni film Alexa Garlanda. Przynajmniej może być szczęśliwy, że zakończył karierę z wysoko powiewającą flagą - flagą złożoną z prochu, krwi i po kulach.